Czy kopiowanie może być sztuką? Niezwykła wystawa w Karlsruhe
26 lipca 2012Florian Freier mógłby być nazwany piratem. Jego światem jest Internet, a metodą na uchwycenie tego świata popularne „kopiuj-wklej”. Jak to funkcjonuje, można zobaczyć na jednym z zamieszczonych przez niego filmików na YouTube. Najpierw należy wywołać Google Earth i przybliżać, aż na ekranie pojawi się tor Formuły 1 w Bahrajnie. Następnie należy wykonać kilka tzw. zrzutów z ekranu, użyć Photoshopa, poprzesuwać, poprzeplatać, zatuszować i już gotowe. Pikselowe puzzle wyglądają dokładnie jak fotografia Andreasa Gursky'ego „Bahrain I”.
To kopia. Ale pod pewnym względem Freier nie jest piratem, tylko artystą. Swoją grafikę i dokumentację wideo z „fałszerstwa” nazwał: „In the eye of god – recreating andreas gursky (google eatrh remix)”, a więc odtwarzaniem Andreasa Gursky'ego. Powstała w ten sposób praca jest nowym dziełem, posiadającym pełnię praw autorskich. Florian Freier natomiast nie jest złodziejem, ale twórcą, który żyje zarabiając na swoich obrazach.
Eksponat muzealny zamiast materiału dowodowego
Zamiast być materiałem dowodowym w sporze o prawa autorskie, praca Freiera wisi jako eksponat w muzeum. Można go oglądać podczas wystawy „Déjà-vu. Sztuka powtarzania“ w Galerii Sztuki w Karlsruhe. Stanowi tam przykład najnowszego wykorzystania znanej od późnego średniowiecza techniki: kopiowania.
Których geniuszy malarstwa podziwiamy dzisiaj za ich innowacyjność? Courbet, Manet, Degas – wszyscy oni kopiowali. Pieter Brueghel (młodszy) korzystał z pomysłów swojego ojca i powielał ulubione motywy kupców, Goya zapożyczał pomysły Velazqueza, a van Gogh – Delacroix. Nikt jednak nie rozumiał tego jako kradzież własności intelektualnej.
Podczas gdy spory o prawa autorskie doprowadzają do kolejnych wojen pomiędzy przedstawicielami odmiennych światopoglądów, twórcy wystawy pokazują, że problem kopiowania jest o wiele bardziej skomplikowany, niż mogłoby się wydawać.
Kopiowanie jako element artystycznego wykształcenia
Kopiowanie już od wieków jest jednym z elementów kształcenia artystycznego. A zanim powstała fotografia było to jedyna metoda powielania obrazów. Kolekcjonerzy sztuki, jak np. hrabia Adolf Friedrich von Schack, zatrudniali wręcz profesjonalnych fałszerzy, którzy malowali kopie dzieł tak słynnych artystów jak chociażby Tycjan czy Rafael.
Franz von Lenbach, który przez wiele lat pracował dla hrabiego von Schack, uważa czas poświęcony kopiowaniu wielkich malarzy za fazę swojej edukacji artystycznej. Bez niej bowiem, jak twierdzi, nie byłaby możliwa kariera indywidualnego malarza.
Samo imitowanie prac wielkich mistrzów jest także pewnym sposobem na wyrażenie szacunku i złożenie hołdu ich twórczości. Jedynie metoda zmienia się w zależności od epoki. Najnowszy trend tego rodzaju sztuki można oglądać na platformach YouTube i Flickr.
Młodzi artyści, tacy jak na przykład Marina Abramović, urządzają tam przeróżne performance jak np. inscenizowany pluszakami obraz Caravaggia „Złożenie do grobu”. W ten sposób dokumentują oni pracę dawnych mistrzów i sprawiają, że poprzez nowoczesne środki przekazu jest ona dostępna dla każdego.
Artystyczna bezmyślność
W późnym średniowieczu prawdziwą rewolucją było odkrycie techniki miedziorytu. Dzięki niej można było bowiem szybko i tanio powielać obrazy. Nie zastanawiano się wówczas nad prawami autorskimi czy kradzieżą własności intelektualnej. Zmieniło się to dopiero w 1500 roku, kiedy artyści nabrali świadomości niepowtarzalności swojej sztuki.
Albrecht Dürer, który dokumentował autentyczność swoich prac słynnym monogramem, wprawdzie sam kopiował nieraz prace innych artystów, ale przeciwko włoskiemu malarzowi, który podrabiał jego miedzioryty, wytoczył pierwszy proces o prawa autorskie.
Nie odniósł jednak specjalnego sukcesu. Dowodzi tego cały zbiór podrobionych prac Dürera wystawionych w Karlsruhe.
To, że kopiowanie bywa nieraz trudniejsze niż sam proces tworzenia, pokazuje dokładna i szczegółowa kopia obraza Pollocka stworzona przez Klausa Mosettinga. Podczas kiedy Pollock potrzebował do namalowania obrazu około jednego dnia, skopiowanie tego dzieła zajęło Mosettingowi dziewięć miesięcy. Ten czas stanowi także o wartości kopii. Precyzyjne odwzorowanie tego, co ktoś inny z lekką ręką narzucił lub nakropił na płótno, wymaga bowiem niekiedy równie mistrzowskich zdolności.
Od czasów Duchampa i Warhola takie pojęcia jak: geniusz, oryginał, czy kopie stają się względne. I tak przedstawicielka trendu kopiowania w sztuce, Elaine Sturtevant, która do tej pory stworzyła na nowo m.in. prace Warhola, czy Picassa, musi się domagać praw do jej, uznanych za oryginały, kopii.
Sztuka ze sklepu
Najbardziej konsekwentny pozostał Marcel Duchamp, którego słynną „suszarkę do butelek” można oglądać w Karlsruhe w wielu egzemplarzach. Kiedy dyrektor Galerii Sztuki w Hamburgu w 1962 roku chciał kupić od niego legendarny metalowy stelarz, artysta powiedział, że nie ma żadnego pod ręką, ale że można je dostać w jednym z paryskich sklepów.
Nawet jeśli wystawa w Karlsruhe nie opowiada się jasno po żadnej ze stron w sporze o prawa autorskie, pokazuje ona z pewnością, że do kradzieży własności intelektualnej dochodziło od zawsze i dochodzi nadal. Teraz jednak historia zatacza koło i nastawienie do kopiowania przypomina to, które panowało w średniowieczu. W żaden sposób nie wywołuje bowiem zgorszenia.
Sarah Eling / Martyna Ziemba
Red.odp. Bartosz Dudek