„Imigranci nie są częścią problemu – są częścią rozwiązania” – mówił w 2004 roku w Parlamencie Europejskim Kofi Annan, Sekretarz Generalny ONZ. Otwarta Europa będzie uczciwsza, bogatsza i silniejsza – twierdził. Inaczej spadnie poziom życia, zaostrzą się podziały społeczne. Annan przekonywał, że migranci potrzebują Europy, a Europa potrzebuje ich.
Dziewięć lat później, we wrześniu 2015 roku, komentowałem tak zwany kryzys migracyjny w rozmowie z tygodnikiem „Polityka”. Powiedziałem wtedy, że nie tylko ów milion przybywających do Niemiec ludzi, ale nawet 20 milionów uchodźców bardzo by nam się [w Europie] przydało.
Jak to wygląda dziś?
Straty i zyski
Niestety, Berlin czy Warszawa nadal prowadzą fatalną politykę migracyjną: nieprzejrzystą, bałaganiarską, nacechowaną hipokryzją, w dużej mierze opartą na selekcji negatywnej i prawie silniejszego. Narosły także kłopoty z rozmawianiem na jej temat. Zwolennicy i przeciwnicy twardo obstają przy swoim, emocje się gotują, łatwo o sprzeczkę, na wielu kierunkach brak jakiejkolwiek komunikacji.
Tymczasem dane ekonomiczne nie pozostawiają złudzeń. W Niemczech od dekad rodzi się za mało dzieci. Do tego tylko w zeszłym roku wyprowadziło się z kraju ok. 1,3 miliona ludzi. Społeczeństwo ubożeje: coraz więcej pieniędzy trzeba wydawać na renty, służbę zdrowia i opiekę, a coraz mniej ich się wypracowuje. Najsprawniejsza polityka ekonomiczna trendu nie odwróci.
Paradoksalnie, strach przed ubożeniem z powodu świadczeń dla migrantów i de facto powstrzymywanie mobilności przynosi efekt odwrotny – ubożejemy jeszcze bardziej.
Bez pracy migrantów budżet państwa traci znacznie więcej, niż choćby największe „straty” ponoszone przez świadczenia. Nawet wliczając w to pewną liczbę „naciągaczy”. Choć tacy zawsze się znajdą, nie jest to zjawisko masowe. Zgodnie z danymi OECD za 2022 rok bez pracy pozostawało nieco ponad 5 proc. niemieckich migrantów mających prawo do pracy. Podobnie zresztą w Polsce. W świetle unijnej średniej na poziomie 10 proc. oba kraje dobrze sobie radzą.
Odwrócić perspektywę
Niezależnie od statystyk, wyniszczające spory o migrację ciążą na naszym życiu społecznym i politycznym. Warto się temu przyjrzeć. Konkretnie: co mam zrobić, jeśli ludzie znacząco różniący się od mnie, mówiący niezrozumiałym językiem i mający inne zwyczaje, po prostu nie wzbudzają mojego zaufania? Jeśli nie bardzo wiem, jak z nimi rozmawiać, jak żyć w jednym domu, w tym samym mieście czy kraju?
W duchu EUtopii warto dać sobie chwilę czasu i spokojnie przyjrzeć się sprawie. Zamiast na fali oburzenia i lęku odruchowo być na nie, spróbować posłuchać.
Czy mam imigranta w rodzinie? A może po sąsiedzku? Warto poświęcić czas i z porozmawiać z taką osobą. Co było powodem wyjazdu? Jakie były jego czy jej doświadczenia z początków pobytu w nowym miejscu, jakie nastroje im towarzyszyły? Czy otoczenie było przyjazne, obojętne czy wrogie? A może zdarzyło się naciągnąć system? Czy z perspektywy lat, oczekiwania się spełniły i w nowym miejscu czuje się dziś, jak w domu?
EUtopijne budowanie więzi
Rozmowa przyniesie wiele korzyści. Po pierwsze, możemy odkryć, że migrantów i żyjących na miejscu łączy więcej, niż można by przypuszczać. Na przykład, że mamy wspólne marzenia. Chcemy żyć bezpiecznie, cieszyć się dobrą jakością życia i otoczenia, czuć się szanowanymi i docenianymi.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>
Zapewne dostrzeżemy też podobne niedobory, które uprzykrzają życie: kulejącą infrastrukturę, niewydolną biurokrację, zaniedbane szkolnictwo i służbę zdrowia. Jest duża szansa, że połączy nas chęć, aby było lepiej.
Wreszcie wymiana doświadczeń pomoże uodpornić się na tani populizm polityki żerujący na lękach i niszczący dobrostan kontynentu. Pomoże naszkicować dobrą politykę migracyjną i domagać się od władz jej realizacji.
Dobra polityka migracyjna, czyli jaka?
EUtopijna polityka migracyjna zaczynałaby się od nakreślenia intencji. Jakie są reguły przyjazdu, cele, korzyści i oczekiwania każdej ze stron. Powinny one opierać się na społecznych konsultacjach i na odnośnym konsensusie w kraju przyjmującym.
Wreszcie EUtopia to takie prawo, że osoba migrująca nie jest skazana na przedzieranie się przez drut kolczasty, przeprawę pontonem czy opłacanie przemytników. Może zgłosić się do ambasady i aplikować o legalny przyjazd.
W duchu słów Annana warto też tworzyć poczucie, że przybywający ludzie są mile widziani. Wtedy migracja nie wzbudzałaby społecznych niepokojów, nie wywoływałaby frustracji i agresji. Byłaby strategią utrzymania dobrego poziomu życia na kontynencie i uczciwą szansą dla tych, którzy chcą przyjechać.
Co o tym myślisz?
W comiesięcznym cyklu #EUtopia: Europa jako dobre miejsce zachęcam do tworzenia zrębów dobrej polityki migracyjnej. Zamiast fatalistycznie godzić się na wzrost niepokojów, zubożenie i niszczącą demagogię, budujmy EUtopię – z greckiego „dobre miejsce”. Co zrobić, aby migranci przyjeżdżali do nas w celu wspólnego budowania lepszej przyszłości? Abyśmy nie patrzyli na siebie nawzajem spode łba?
Jeśli masz pomysł, napisz do redakcji ([email protected]) lub skomentuj na Facebooku.
Stanisław Strasburger - pisarz, podróżnik i menadżer kultury. Bada pamięć i mobilność, poszukuje EUtopii i wierzy w siłę uważności. Autor książek „Opętanie. Liban” i „Handlarz wspomnień”, regularnie publikuje w mediach po polsku, niemiecku, ostatnio też po hiszpańsku. Mieszka na przemian w Berlinie, Warszawie i wybranych miastach śródziemnomorskich. Jest członkiem rady programowej stowarzyszenia Humanismo Solidario oraz aktywnie działa w stowarzyszeniu Netzwerk freie Literaturszene Berlin.