Ingerować tak, ale bez nas [KOMENTARZ]
4 września 2013Sekretarz generalny NATO, Anders Fogh Rasmussen, nie chce dłużej siedzieć z założonymi rękami. Uważa bowiem, że trzeba ukarać syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada za użycie broni chemicznej. Ale nie może nic zrobić, bo przymierze wojskowe, któremu przewodzi, chce spokojnie odczekać. Podczas gdy główny dyplomata NATO, po zapoznaniu się z tajnymi dokumentami, nabrał przekonania, że reżim Asada jest odpowiedzialny za użycie broni chemicznej, większość państw członkowskich NATO nie spieszy się i spoglądając w stronę USA; czołowej potęgi przymierza.
Tymczasem Rasmussen jest przekonany, że trzeba natychmiast zareagować. Atak na Syrię odstraszy, w jego przekonaniu, inne dyktatury od stosowania broni chemicznej.
Wezwanie do interwencji militarnej było oczywiście skierowane do USA i innych czołowych potęg NATO, które byłyby w stanie zbombardować pozycje prezydenta Asada, mimo, że tego tak jednoznacznie nie sprecyzował.
NATO pozostanie zatem bezczynne. Działania przymierza są dozwolone, jeśli państwa członkowskie jednomyślnie wyrażą na nie zgodę, a na to się nie zapowiada.
I to frustruje Andersa Fogh Rasmussena, który, jako premier Danii, stanął swego czasu po stronie prezydenta USA George‘a W. Busha, gdy Ameryka uzasadniała konieczność inwazji na Irak.
W przeciwieństwie do interwencji NATO w Libii przed dwoma laty, dziś brakuje mandatu ONZ, który pozwoliłby na użycie siły w Syrii. Wojnę w Kosowie w 1999 NATO też zaczęło bez mandatu Narodów Zjednoczonych, ale wtedy państwa członkowskie były zgodne co do tego i USA mogły stanąć na ich czele.
W przypadku Syrii sytuacja jest niejasna.
Wielka Brytania i Niemcy z różnych powodów nie będą uczestniczyć w interwencji militarnej przeciwko temu krajowi. Tylko Francja mogłaby dołączyć do Amerykanów jako jedyny europejski sojusznik USA w ramach NATO.
Mimo że Anders Fogh Rasmussen uważa, że wspólnota międzynarodowa musi interweniować w Syrii, rola potężnego sojuszu wojskowego została zredukowana do biernego obserwatora. Jest to w zasadzie przeciwieństwem tego, czym chciało raz zostać „nowe” NATO po zakończeniu zimnej wojny.
Po długiej i wycieńczającej wojnie w Afganistanie, członkowie przymierza stracili ochotą na nowe przygody wojenne poza swoim zasięgiem terytorialnym „out of area”.
Nikt nie chce brać na siebie trudnego do skalkulowania ryzyka. Zatem apele sekretarza generalnego NATO raczej na nic się nie zdadzą.
Jedyna rola, jaką NATO może odegrać na peryferiach konfliktu syryjskiego, jest ochrona państwa członkowskiego Turcji.
Na prośbę Ankary rozmieszczono w południowowschodniej Turcji antyrakiety Patriot z Niemiec, Holandii i USA. Gdyby Syria miała w trakcie zaostrzającego się dalej konfliktu zaatakować Turcję, wtedy trzeba będzie na nowo rozdać karty, w ramach „klauzuli wzajemnej obrony”. I wtedy NATO nie mogłoby się już temu przyglądać bezczynnie.
Bernd Riegert / tł. Iwona D. Metzner
red. odp.:Barbara Cöllen