Merkel była lepsza [KOMENTARZ]
2 września 2013W czasie pojedynków telewizyjnych prowadzący dokładnie pilnują, by rywale po równo wykorzystywali przysługujący im czas wypowiedzi. Przez większą część 90-minutowej audycji, którą transmitowały cztery niemieckie stacje, nie tylko pod tym względem prowadziła Angela Merkel. Przede wszystkim w ciągu pierwszej godziny miała wszystko pod kontrolą. Podczas gdy jej rywal Peer Steinbrück stał sztywno za swoim pulpitem, spoglądał na Merkel z boku, niemal bojaźliwie, kanclerz nadawała ton rozmowie. Zwracała się całym ciałem w kierunku rywala, przekrzywiała lekko głowę i dokładnie słuchała tego, co miał on do powiedzenia.
Merkel nie pozwoliła prowadzącym przerywać jej wypowiedzi; czasami upominała się nawet o możliwość dokończenia myśli. Na ataki Steinbrücka reagowała natychmiast, bez wezwania ze strony prowadzących. Dyktując dramaturgię tego pojedynku powiedziała: "Musimy uporządkować tutaj kilka rzeczy". Jeśli z jej punktu widzenia coś z dwunastu poruszanych tematów nie zostało dopowiedziane, nawiązywała do nich później. Tyle o surowej stronie "Mamy", jak nazywana jest Merkel. Ale to określenie przylgnęło do niej nie bez powodu - wyrobiła sobie ona opinię zręcznej przewodniczki przez ciężkie czasy kryzysu. To ona jest najsilniejszą bronią CDU i temu pozostaje wierna. "Znają mnie Państwo, widzą jak pracuję, przeżyliśmy cztery dobre lata w Niemczech, i możemy to kontynuować tylko razem" - powiedziała w słowie końcowym.
Zwycięstwo na punkty
Jednak sondaże po audycji wskazały na zwycięstwo Steinbrücka, a co najmniej na remis. Jego ostrzeżenie na samym początku debaty: "Niech nie pozwolą się Państwo zagadać" najwidoczniej zadziałało. Steinbrück mówił potem o "pustych opakowaniach, które Merkel wstawiła na wystawy sklepów". Tym samym skrytykował jej politykę jako rodzaj pogodnego widowiska. Wiele z jego odpowiedzi zaczynało się od "nie" - bo przecież w końcu SPD chce robić wszystko inaczej. Atakował odważnie i kreślił przy tym posępny obraz Niemiec - na przykład służby zdrowia. Rosnącej przepaści między bogatymi a biednymi. Steinbrück nawiązywał do nastrojów panujących wśród wielu mieszkańców - oszczędności tracą na wartości, istnieje zbyt wiele słabo płatnych miejsc pracy.
Merkel była bardziej fair
Gdy chodziło o szczegóły kandydat SPD niekiedy się zagalopowywał. Merkel za to miała pod ręką liczby i nie pozwalała się wyprowadzać z równowagi. I jej argumenty "siedziały". Kiedy Steinbrück krytykował "pracę najemną" Merkel odparowała, że przecież ten model wprowadził kanclerz Gerhard Schröder (SPD). Na zarzut, że polityka ratowania euro poniosła porażkę Merkel odpowiedziała, że przecież sama SPD - i słusznie - poparła wszystkie dotychczasowe pakiety ratunkowe.
Głowa kontra brzuch
Merkel prostowała też niektóre twierdzenia prowadzących. Stwierdziła, że przecież zawsze była przeciwniczką wprowadzenia opłat za korzystanie z autostrad dla samochodów osobowych. Także nowy pakiet pomocowy dla Grecji nie jest niczym nowym. Przy tym wszystkim Merkel pozostała fair. Nie malowała sytuacji w Niemczech tylko w różowych barwach, jak zarzucał jej Steinbrück. Zaznaczała zawsze, że kierunek jest słuszny. W końcu Niemcy z powodzeniem przebrnęły przez kryzys.
Podczas gdy Merkel chciała wykorzystać pojedynek po to, by wyjaśniać, Steinbrück próbował grać na emocjach. A to można z powodzeniem zrobić jeśli nakreśli się obraz kraju na skraju przepaści czy wykorzystując populistyczne hasła. Stwierdzenia typu "uczciwy podatnik jest głupi", "śmiertelna dawka dla państw południowej Europy" czy "absolutne szaleństwo". Steinbrück prezentował się jako potężny zbawca, który "prowadzi kampanię wyborczą na 200 procent".
Niektórych widzów odstraszała taka hałaśliwa retoryka. Inni z kolei mogli znaleźć tu potwierdzenie typowo niemieckiego spojrzenia na wszystko w czarnych kolorach. Pod tym względem była to nierówna walka - głowa kontra brzuch. Wyborcy poszukają jednak własnych odpowiedzi. Polityce potrzebny jest rzeczowy spór. A na tym polu Merkel wypadła lepiej.
Kay-Alexander Scholz
tłum. Bartosz Dudek
red. odp.