Nic nie wyrzucajmy
30 sierpnia 2010W 1993 roku, w Eisenhüttenstadt, niedaleko polskiej granicy, powstało centrum dokumentacji życia codziennego NRD, finansowane ze środków publicznych i środków fundacji prywatnych. W placówce tej urządzono specjalną wystawę pod tytułem "Rzeczy, których się nie pozbyto". Wszystkie obiekty pochodzą ze spuścizny po, zmarłej niedawno, prostej sekretarce.
Co za odkrycie
Gdy historycy weszli do mieszkania Ilse Polzin nie mogli uwierzyć własnym oczom, mówi Dr Andreas Ludwig, dyrektor centrum: "Nagle otworzyły się drzwi, a przed nami taki obraz: kawalerska 5 na 5 metrów, całkowicie zawalona kartonami. Pośrodku pokoju łóżko, dookoła regały ze skrzyniami, różnego rodzaju pojemnikami i walizkami".
Naukowcy zabezpieczyli ponad 7 tysięcy przedmiotów codziennego użytku. Na wystawę w centrum dokumentacji trafiło ich prawie 4 tysiące. Można tam obejrzeć kapelusze, chustki, rękawiczki, torby na zakupy, oraz setki akcesoriów, służących kobiecie jako ozdoby: łańcuszki, klamry do włosów, a taküe serwetki, notesy, komplety na biurka i obrusy.
Podróż w przeszłość
"Konfrontacja z tymi obiektami była dla mnie czymś w rodzaju wędrówki po historii życia codziennego w NRD. Jak zdołałem się zorientować - mówi dr Andreas Ludwig - Ilse Polzin przedmioty te zbierała świadomie i systematycznie. Pytanie tylko, dlaczego?"
Ilse Polzin protokołowała swoje życie od lat czterdziestych. Nie w pamiętnikach, a przy pomocy przedmiotów codziennego użytku. Była człowiekiem, który nie był w stanie rozstać się z żadnym, zakupionym kiedyś przedmiotem. Dla historyków najbardziej intrygujące jest jednak to, że wszystkie przedmioty znajdujące się w jej mieszkaniu były skatalogizowane, opisane i zaopatrzone w komentarz.
Niby nic nie można było dostać
Co te eksponaty mogą dziś opowiedzieć osobie zwiedzającej wystawę?
"Patrząc na nie można sobie wyobrazić, jak się żyło samotnej kobiecie w Berlinie Wschodnim; jak rozwijała się struktura płac, jak wyglądała praca w kombinatach NRD. Można się dowiedzieć, że pomimo dokuczliwych braków, z jakimi społeczeństwo NRD konfrontowane było na co dzień, mieszkańcy mogli sobie kupić wiele różnych produktów, czego przykładem również paleta eksponatów pokazana na wystawie".
Zabawa w detektywów
Zastanawiając się nad celem zbieractwa Ilse Polzin, historycy zaczęli oddawać się najróżniejszym spekulacjom. Jedno mówili, że "to tak, jakby ta kobieta wyrwała się z ciasnoty swojego małego środowiska w państwie socjalistycznym i przeniosła do wielkomieszczańskiego domu, w którym każdy przedmiot ma swoje miejsce".
Do końca organizatorzy wystawy zagadki związanej ze zbieractwem Ilse Polzin nie rozwiązali, choć niektórzy, może słusznie, uważają, że to nie jest konieczne, ponieważ można popuścić wodze fantazji, poddać się refleksji, a nawet zabawić się w detektywa.
Dr Andreas Ludwig spytany o swój ulubiony eksponat, wskazuje na pudełko: "W tym przypadku obiekt i komentarz są ze sobą spójne. W latach pięćdziesiątych nylonowe, czy jedwabne pończochy, zwijało się każdą z osobna i układało w specjalnych pudełkach z przegródkami. W takim właśnie pudełku Ilse Polzin przechowywała swoje pończochy. Każda, prawie każda pończocha, zaopatrzona jest w karteczkę, na której opisany jest jej stan zużycia, na przykład: "co prawda nie należy do pary, ale jeszcze ujdzie" albo "lewa pończocha ma oczko, ale nadaje się do repasacji". To według mnie genialny eksponat. Ukazuje jaką wartość przywiązywano do rzeczy, w naszym odczuciu banalnych, i z jaką pieczołowitością się do tych przedmiotów podchodziło. W społeczeństwie, gdzie konsumpcja stała się codzienną rutyną, gdzie człowiek w ogóle się nie zastanawia, co na przykład dzień przedtem kupił i skonsumował, jest to zupełnie obce zjawisko".
Mirko Schwanitz / Iwona Metzner
Red. odp.: Andrzej Pawlak