Przegląd prasy
10 sierpnia 2013Jak zauważa Flensburger Tageblatt:
"Także w przyszłości będziemy śledzeni, podglądani i podsłuchiwani. Kto z obawy przed ujawnieniem swojej sfery prywatności liczy na pomoc państwa, ten przegrał już w przedbiegach. Przynajmniej do czasu, kiedy lud ruszy na barykady. Ale lud tego nie czyni, z wyjątkiem paru wojujących internetowych aktywistów i obrońców praw człowieka. Zdecydowana większość społeczeństwa przytakuje wprawdzie z satysfakcją, kiedy w telewizyjnych dyskusjach piętnuje się głośno masowe podsłuchiwanie obywateli przez tajne służby, ale zaraz potem wzrusza z rezygnacją ramionami i nadal siedzi cicho".
A co robią politycy? Jak pisze Aachener Zeitung:
"Staranne wyważenie przysługujących nam dóbr osobistych i niezbędnych sposobów ochrony przed terroryzmem to sprawa, która powinna leżeć na sercu przedstawicielom wszystkich partii, niezależnie od dzielących ich różnic politycznych. Nie nadaje się ona do prowadzonej tanimi metodami walki wyborczej, w której zalewają nas powodzią gładkich komunałów na wyjątkowo niskim poziomie, w której to powodzi rozmywa się istota problemu".
Wychodzący w Lüneburgu Landeszeitung przypomina, że:
"Jak sama się do tego przyznaje, od ponad 50 lat Niemiecka Federalna Agencja Wywiadowcza (BND) współpracuje ściśle z amerykańską Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) i każdy rząd federalny powinien o tym doskonale wiedzieć. W ostatnim czasie podpisano dwa dodatkowe porozumienia o jej zacieśnieniu. W roku 2002 swój podpis pod tekstem pierwszego porozumienia złożył ówczesny szef urzędu kanclerskiego Franz-Walter Steinmeier z SPD, a w roku 2007, pod tekstem drugiego, jego następca na tym urzędzie Thomas de Maiziére z CDU. Ani socjaldemokraci, ani chadecy, nie mogą zatem mówić, że są niewinni, ani też, że nic nie wiedzieli o podsłuchiwaniu i gromadzeniu danych przez tajne służby. Ta sprawa w ogóle nie powinna być przedmiotem walki wyborczej".
Berliński dziennik Der Tagesspiegel zwraca uwagę na inny aspekt problemu ochrony danych osobowych:
"Największymi łowcami danych nie są ani Federalny Urząd Kryminalny, ani Federalny Urzęd Statystyczny. Tak było wtedy, kiedy na wielkie i ciężkie komputery lampowe i tranzystorowe stać było tylko państwo. Dziś największymi zasobami pamięci komputerowej dysponują Google, Facebook, Amazon i im podobni, a na widok zgromadzonych przez nich danych, każdemu statystykowi lub funkcjonariuszami tajnych służb rządowych zrzedłaby z zazdrości mina".
Mitteldeutsche Zeitung z Halle wskazuje na sposób, jak bronić się przed nienasyconym apetytem łowców danych:
"Niejeden zwykły użytkownik internetu zdziwiłby się zapewne na wiadomość, że z dnia na dzień, w stosunkowo prosty sposób i bez ponoszenia większych kosztów może zaszyfrować całą swoją korespondencję mailową. Na jeszcze większe zdziwienie zasługuje jednak fakt, że trzeba było afery podsłuchowej NSA, żeby na taki krok zdecydowały się przedsiębiorstwa, którym powinno przecież zależeć na ochronie danych swoich klientów. Zrobiły to zdecydowanie zbyt późno, ale lepiej późno, niż wcale".
Andrzej Pawlak