1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Świat bardziej stawia się na niemiecką dyplomację niż na niemiecką armię"

Malgorzata Matzke19 grudnia 2013

Prasa komentuje założenia polityki zagranicznej nowego rządu RFN, wskazując na szczególne zobowiązania Niemiec.

https://p.dw.com/p/1AcJ9
Auswärtiges Amt Schild Berlin
Zdjęcie: Fotolia/Tom-Hanisch

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze, że "Pierwsze expose rządowe kanclerz Merkel w Bundestagu w niczym nie odbiegało od dotychczasowej linii rządu w polityce europejskiej, czyli reform strukturalnych dla poprawienia konkurencyjności, redukcji zadłużenia i solidnej polityki finansowej. Tak wyglądają generalnie wymagania niemieckiej polityki wobec kulejących państw eurogrupy. Tak wygląda cena pomocy w imię solidarności. Angela Merkel wspomniała także, że konieczna jest reforma europejskich traktatów, nie mając jednak złudzeń, że proces ten może ciągnąć się latami. Czy jej koncepcja się spodoba, by w międzyczasie zawrzeć możliwie jak najbardziej wiążące bilateralne umowy pomiędzy Komisją Europejską i poszczególnymi państwami, o tym będzie mogła się ona przekonać podczas swojej pierwszej podróży zagranicznej do Francji na spotkanie z prezydentem Hollandem".

"Maerkische Allgemeine" z Poczdamu przypuszcza, że "Nowy rząd przezwycięży zastój ożywiając i ustawiając w pionie oś Berlin-Paryż. Konserwatywna Angela Merkel i socjalista Francois Hollande byli dotychczas antagonistami. Sigmar Gabriel i Frank-Walter Steinmeier ze swymi dobrymi kontaktami do socjalistów mogą przyczynić się do przełamania lodów. Lecz niestety, jak do tej pory wszystko wskazuje jeszcze na dalszy zastój, bo Niemcy odmawiają postulowanej przez Francję partycypacji w kosztach wojskowej operacji w Afryce. A przecież Francja w interesie całej Europy stara się tam powstrzymać terror islamistów. Kto chce, żeby Europa kooperowała w realizacji reform gospodarczych, ten nie robi dobrego wrażenia, kiedy nie chce nawet słyszeć o wspólnej polityce bezpieczeństwa".

"Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" uważa, że "Merkel i Hollande już do siebie przywykli, nawet, jeżeli w niemiecko-francuskich trybach zdarzają się jakieś zgrzyty. Obydwoje zdają sobie sprawę z tego, że nie mogą sobie pozwolić na zbyt duży dystans i zbyt wiele konfliktów, bo Europa zdolna jest do działania tylko wtedy, gdy Niemcy i Francja ciągną zaprzęg w jedną stronę. Pomiędzy Merkel i Steinmeierem, z którym zna się już z czasów poprzedniej wielkiej koalicji - a tworzyli wtedy zgrany tandem - i tak nie ma na ten temat podzielonych zdań".

"Tagesspiegel" z Berlina zaznacza, że "W umowie koalicyjnej wyraźnie wspomniano o możliwości operacji wojskowych w geograficznym sąsiedztwie Europy. W światowej polityce wewnętrznej jednak bardziej stawia się na niemiecką dyplomację niż na niemiecką armię. Obok obydwu europejskich członków rady Bezpieczeństwa ONZ, Francji i Wielkiej Brytanii, Republika Federalna jest mile widzianym mediatorem na Bliskim Wschodzie, w konflikcie irańskim i przede wszystkim przy próbach włączenia Rosji do międzynarodowych porozumień. Jest to rola, w której także Stany Zjednoczone najchętniej widzą Niemcy. Dokładnie to znaczyło określenie prezydenta Busha seniora 'partners in leadership' ('partnerzy w przywództwie')".

"Reutlinger General-Anzeiger" w odniesieniu do niemieckiej polityki względem Ukrainy pisze: "Berlin chętnie utrzymałby status Quo, ale słoń nie może schować się za drzewem i mieć nadzieję, że nikt go nie dostrzeże. Gospodarczy kolos jest niestety karłem w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ale podejmuje się za to roli mediatora na przykład w rozmowach o programie atomowym Iranu, ale tylko tak długo, jak dozwalają mu na to partnerzy z NATO i UE":

Małgorzata Matzke

red.odp.: Bartosz Dudek.