Ukraiński szpital: operacje i porody w piwnicy
8 sierpnia 2014Julia jest w zaawansowanej ciąży. Gdy zaczęto ostrzeliwać miasto ogniem z broni artyleryjskiej, była akurat na badaniach w szpitalu we wschodnioukraińskiej Gorłówce. – W piwnicy spędziłyśmy dwa dni. Było nas 16 matek z noworodkami i 11 kobiet w ciąży. Do piwnic budynku szpitala już wstawiono łóżka. Kobiety rodziły w oddzielnym pomieszczeniu. Personel medyczny też tam zostawał na noc. – W tym czasie urodziło się pięcioro dzieci – mówi Julia.
„Jeszcze nigdy się tak nie bałam”
Jednym z noworodków jest Iljusza. - Po badaniach bałam się opuścić szpital, bo w każdej chwili mogły się u mnie zacząć bóle porodowe. Jeszcze nigdy się tak nie bałam – przyznaje matka Iljuszy Swietłana. Gdy rozpoczął się poród, w mieście wybuchały bomby.
Nie było żadnych ostrzeżeń przed ostrzałem
Mimo ostrzeliwania miasta, lekarze nie przerywają pracy w szpitalu w Gorłówce. Lekarka Elena mówi, że zespół jest przygotowany na najgorsze. – Postanowiliśmy nie popadać panikę. To bardzo ważne – dorzuca lekarka.
Przed ogniem artyleryjskim nikt nie ostrzega. Mieszkańcy wschodniej Ukrainy muszą być w każdej chwili przygotowani na ostrzał miasta i to ze wszystkich stron. - Dlatego pracujemy w szpitalu jak najbliżej piwnicy, bo pociski przeważnie uderzają w górne kondygnacje – zaznacza Elena.
Brak leków w aptekach
Tamara Zyhanok z regionalnego Wydziału Zdrowia twierdzi, że większość szpitali we wschodniej Ukrainie pracuje w takich warunkach. – Tu trwa prawdziwa wojna. To katastrofa.
Najgorsze, że wskutek toczących się walk wielu lekarzy opuściło ten region. Apteki narzekają na deficyt leków, co ma wpływ na zaopatrzenie w lekarstwa placówek medycznych. - Z powodu braku benzyny nie można też wykorzystać wszystkich karetek pogotowia – ubolewa przedstawicielka Wydziału Zdrowia.
Praca w warunkach wojennych
Michaił Andrijanow jest lekarzem ze Słowiańska. To miasto armia ukraińska odbiła parę tygodni temu. Andrijanow dobrze wie, co znaczy ratować życie ludzkie, gdy w każdej chwili może uderzyć pocisk. – Jedna z pielęgniarek została śmiertelnie raniona przy stole operacyjnym – dodaje. Nie pozostało nic innego jak zabarykadować okna workemi z piaskiem. – Gdy dostarczono nam 20 rannych, nie było czasu nawet myśleć o strachu – przypomina sobie Andrijanow.
Wojenne dziecko
Mały Iljusza z Gorłówki jest teraz w bezpiecznym miejscu, mówią jego rodzice. - Jest dopiero siedem dni na świecie i już przeżył wojnę i ucieczkę, mówi Swietłana. Również Julia przebywa w mieście, w którym na razie panuje spokój. Czeka tam w jednym ze szpitali na poród.
Tuż obok oddziału położniczego znajduje się chirurgia. Stale przybywa rannych żołnierzy armii ukraińskiej. – W nocy słyszałam jak kobieta opłakiwała poległego syna. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wiele lat marzyłam o dziecku. Teraz marzę tylko o tym, żeby urodziło się w pokoju – mówi Julia.
Inna Kuprianowa, Markian Ostapczuk, DW / Iwona D. Metzner