W Berlinie Syryjczycy walczą o paszporty
13 marca 2015Dzielnica Berlin-Mitte. Na murze, obok małej kawiarenki, znajduje się tablica z napisem: „Narodowa Koalicja Syryjskich Sił Rewolucyjnych i Opozycyjnych” a pod spodem „Biuro Ambasadora”.
Bassam Abdullah wyjaśnia, że właściwie nie jest żadnym ambasadorem. „Do tego potrzebny jest kraj, który reprezentuję”. Abdullah za dnia jest lekarzem, dopiero wieczorem ambasadorem. Jest oficjalnym przedstawicielem „Narodowej Koalicji” w Niemczech, którą rząd Niemiec wraz u USA, Wielką Brytanią i wieloma krajami arabskimi uznały za oficjalne przedstawicielstwo narodu syryjskiego.
Trzy lata temu Berlin wydalił syryjskiego ambasadora i oficjalnie zerwał kontakty dyplomatyczne z reżimem Baszara el-Asada. Dziś na różne przyjęcia i imprezy zaprasza się Abdullaha. Ale paszportów wystawiać mu nie wolno.
Czy syryjska ambasada szykanuje opozycjonistów?
Wraz z współtowarzyszami Abdullah udokumentował, jak mówi, 1800 przypadków nękania Syryjczyków, którzy do ambasady przyszli w sprawach konsularnych. Byli to ludzie, którym odmówiono wystawienia paszportów albo metryk urodzenia.
Ta placówka dyplomatyczna albo, jak mówi Abdullah, „resztka ambasady”, również po wydaleniu ambasadora oferuje usługi konsularne. Ale pomaga tylko tym Syryjczykom, którym chce pomóc. Natomiast odmawia pomocy tym, którzy są jej znani jako opozycjoniści.
Kto „sprawuje kontrolę” nad paszportami?
Abu Muhammad, jeden z opozycjonistów, wie, że dopóki reżim Asada będzie u władzy, dopóty nie dostanie nowego paszportu. Ponieważ zaczął działać w opozycji, reżim z dnia na dzień odebrał mu stypendium. Niemiecki uniwersytet przyznał mu nowe. Presja reżimu była jednak nadal odczuwalna. Bez paszportu ani on, ani jego rodzina nie mogli podróżować. Niedawno dostał obywatelstwo niemieckie. „Nie mogę nawet opisać, co to za uczucie”.
Bassam Abdullah zna wiele takich przypadków i dlatego żąda całkowitego uznania swojej placówki dyplomatycznej albo, jak się wyraził, przyznania mu uprawnień w sprawach paszportowych. Jeszcze nie otrzymał odpowiedzi w tej sprawie.
Czynsz płaci z własnej kieszeni
W obliczu ogromnej liczby Syryjczyków, mieszkających obecnie w Niemczech, zaoferowanie im usług konsularnych może stać się wielkim wyzwaniem, również administracyjnym. Ale Bassam Abdullah uważa, że sobie poradzi.
Poza tym, mówi, jest bardzo rozczarowany niewielkim wsparciem ze strony wspólnoty międzynarodowej. Czynsz za skromnie umeblowane biuro płaci z własnej kieszeni. Syryjska Narodowa Koalicja przekazuje pieniądze, ale bardzo nieregularnie. „Właściwie mogłaby mu pomóc wspólnota międzynarodowa”, dodaje. Ma na myśli nie tylko czynsz. Żąda broni dla Wolnej Armii Syryjskiej. „Wielką pomocą byłyby również regularne zarobki dla działaczy umiarkowanej opozycji”.
Naomi Conrad / Iwona D. Metzner