Komentarz: Afera wokół służbowego samochodu minister zdrowia
29 lipca 2009Skradziony samochód służbowy minister Schmidt już się odnalazł. Złodzieje najwyraźniej zrezygnowali z pojazdu, na który skierowana była uwaga wszystkich Niemców i nie tylko Niemców. Ale wywołana tą kradzieżą fala oburzenia w RFN bynajmniej nie ucichła i wyraźnie szkodzi i tak już osłabionej SPD na kilka dni przed oficjalnym otwarciem kampanii wyborczej. Co tak bardzo poirytowało społeczeństwo Republiki Federalnej?
Federalna minister zdrowia nie jest pierwszą polityk, która może z powodu tego rodzaju afery utracić stanowisko. Były socjaldemokratyczny minister obrony Rudolf Scharping korzystał na przykład z samolotów służbowych, gdy odwiedzał swoją arystokratyczną przyjaciółkę na Majorce, a polityk Zielonych Cem Oezdemir korzystał ze służbowych bonusów milowych do celów prywatnych. Scharping, Oezdemir, a teraz minister Ulla Schmidt należą do grona polityków, którzy dzięki swoim stanowiskom zapewniają sobie – częściowo zupełnie legalnie – przywileje, przez co znajdują się potem w ogniu krytyki mediów i „zwyczajnych” obywateli.
Samochód się odnalazł, afera nie przycichła
Największą stratą materialną byłaby z pewnością uwieńczona powodzeniem kradzież służbowego „Mercedesa” pani minister o wartości stu tysięcy euro, który podobno nie był nawet ubezpieczony. Przy znacznej liczbie pojazdów rządowych, ubezpieczanie ich wszystkich byłoby zbyt drogie. Jest to wprawdzie czymś zdumiewającym w tak uporządkowanym kraju jak Niemcy, ale nie jest to akurat osobistą winą minister Ulli Schmidt. Podobnie jak to, że samochód w końcu się odnalazł, też nie jest jej zasługą.
Nie ulega wątpliwości, że Ulla Schmidt przestrzegała przepisów dotyczących korzystania z rządowych samochodów służbowych. Jej prywatne jazdy były opodatkowane – obywatele nie musieli za nie płacić. Ściągając z Berlina do Alicante służbowego „Mercedesa” na dwa, w sumie mało ważne spotkania, minister zgrzeszyła być może brakiem wyczucia i polityczną niezręcznością, ale koszty tego przedsięwzięcia wynosiły podobno „tylko” 10 tysięcy euro. Czyżby zatem wiele hałasu o nic?
Nie chodzi tylko o pieniądze
Z komentarzy wielu gazet niemieckich wynika, że pani minister Schmidt powinna być „wzorem uczciwości”. „To, co legalne, nie zawsze jest słuszne i moralne” – pisze pewien komentator. A inny stwierdza: „W szarej strefie o tym, co dozwolone i tym, co słuszne, powinna decydować zwykła, ludzka przyzwoitość.” Tymczasem ta afera podkopuje polityczną wiarygodność pani minister.
Politycy mają być więc wzorem dla innych. Ma ich cechować uczciwość, rzetelność i wiarygodność. Tymi słowami Niemcy chcieliby charakteryzować swoich przedstawicieli w rządzie i parlamencie.
Gdy tylko powstaje wrażenie, że któryś polityk chce zapewnić sobie dodatkowe korzyści lub zgłasza do nich roszczenia, nawet jeśli postępuje zgodnie z prawem - w narodzie narasta oburzenie. Wydaje się, że społeczeństwo niemieckie wysuwa zwiększone wymagania wobec moralności politycznych przywódców. Muszą się oni różnić od zwykłych zjadaczy chleba, którzy też - powiedzmy to otwarcie - czasem zatrudniają u siebie sprzątaczki na czarno...
Demoralizujący przykład?
Te wymagania obowiązują tym bardziej wtedy, gdy chodzi o panią minister zdrowia, która każe obracać lekarzom, firmom farmaceutycznym, kasom chorym i - zwłaszcza - pacjentom każde euro w kieszeni, by zreformować niewydajny system zdrowia w RFN. Ale wtedy, kiedy ta sama minister korzysta bez najmniejszych skrupułów ze swoich przywilejów, w głębi niemieckiej duszy zaczyna się gotować.
Cała ta sprawa urosła do rangi wielkiej afery z innych przyczyn: po pierwsze dlatego, że służbowego „Mercedesa" skradziono w czasie najgorszym z możliwych. W dniach, w których SPD – partia Ulli Schmidt – rozpoczyna oficjalnie kampanię wyborczą. I akurat teraz dużo więcej się mówi o skradzionej na Costa Brava limuzynie pani minister, niż o programie wyborczym jej partii SPD.
Po drugie, nie można zapominać o tym, że mamy sezon ogórkowy. A ponieważ partie nie są w stanie wypełnić tego sezonu nudnawą kampanią wyborczą, to ludzie i media szukają ciekawszego tematu. No i znaleźli...
Daphne Grathwohl / Andrzej Krause
red. Andrzej Pawlak