Niemiecka gazeta: opór wobec umowy UE-Mercosur jak „sabotaż”
16 grudnia 2024Niemiecki dziennik komentuje w poniedziałek (16.12.2024) sprzeciw części krajów UE, w tym Polski, wobec umowy o wolnym handlu między Unią a Mercosurem, czyli Wspólnym Rynkiem Południa, tworzonym przez Brazylię, Argentynę, Urugwaj, Paragwaj i Boliwię. 6 grudnia poinformowano o zakończeniu negocjacji, rozpoczętych w 1999 r. „Tak, trwało to 25 lat, ćwierć wieku, prawie jedno pokolenie. I jak inny jest dzisiejszy świat. Zagrożony przez rosyjską agresję i mocarstwowe dażenia autorytarnych Chin, wydany na pastwę kryzysu klimatycznego. Globalizacja została wyhamowana, industrialny model biznesowy europy się chwieje, sukces odnoszą siły, które uprawiają politykę za pomocą strachu i kłamstw” – pisze „Sueddeutsche Zeitung” („SZ”).
Jak podkreśla autor komentarza Jan Diesteldorf, w „tym nieprzyjemnym świecie” UE wysyła sygnał, że wciąż jest zdolna do działania. „Polityka handlowa jest potężnym narzędziem geopolityki, a traktat z Mercosur jest zdecydowanie największą umową handlową, jaką kiedykolwiek wynegocjowali Europejczycy. W obu regionach mieszka łącznie 720 milionów ludzi, do Europy trafiają stamtąd minerały, takie jak boksyt i niob, a także wołowina i cukier; kraje UE eksportują tam maszyny, produkty chemiczne i leki” – wylicza niemiecki dziennikarz.
Porozumienie dobre dla rolników
Jego zdaniem porozumienie może silnie związać oba regiony i daje ogromne możliwości, dzięki stopniowemu znoszeniu ceł, ułatwianiu inwestycji i zakotwiczeniu norm środowiskowych. „UE i jej obywatele potrzebują tego porozumienia, potrzebują go w konflikcie handlowym z Chinami, potrzebują go w obliczu zapędów Donalda Trumpa. Potrzebują go, ponieważ muszą otworzyć nowe rynki – zwłaszcza dla swoich rolników i producentów żywności” – argumentuje Diesteldorf.
„Tylko kogo w dzisiejszym świecie interesują potrzeby czy fakty? Kogo interesuje duża skala, kiedy w małej skali można zbić kapitał polityczny na niejasnych obawach rolników i konsumentów?” – dodaje.
Według autora od czasu milionowych demonstracji przeciwko nieudanej umowie o wolnym handlu TTIP z USA wiadomo, że „wolny handel jest be” i sprzyja mobilizacji. „Wystarczy krzyknąć ‚chlorowany kurczak’ lub ‚mięso z hormonami’, by ekolodzy i organizacje społeczne stanęły ramię w ramię z lobby rolniczym i skrajnie prawicowymi demagogami. Tworzy się dziwaczny sojusz, który zgodnie niepokoi ludzi frazesami i ukierunkowaną dezinformacją, za to bez dobrych argumentów” – ocenia niemiecki dziennikarz.
I wskazuje, że „całkowicie absurdalna” była sytuacja pod koniec negocjacji 6 grudnia, gdy krytycy umowy z Mercosurem krzyczeli, że jest ona „nie do przyjęcia”, choć jej ostateczny tekst nie został wtedy jeszcze opublikowany.
Obrona wołowiny jednoczy Francuzów
„Ci sami ludzie, którzy wczoraj w patetycznych przemówieniach mówili o globalnych aspiracjach Europy, teraz wmawiają obywatelom bzdury. Na czele z ponoć liberalnym prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który kiedyś chciał przekształcić Europę w trzecie supermocarstwo, a teraz ‚niestrudzenie broni suwerenności rolniczej Francji’. Mimo politycznych podziałów, Francuzi od lewa do prawa są zjednoczeni, gdy wołowina charolaise staje w obliczu konkurencji z Pampy. A fakt, że wcale nie chodzi tu o prawdziwie wolny handel, ale o wprowadzenie kontyngentu importowego na wołowinę w wysokości 220 gramów na obywatela UE rocznie – i że Francja i tak praktycznie nie importuje mięsa z Ameryki Południowej? Nieważne. Najważniejsze, by być przeciw” – pisze dziennikarz „Sueddeutsche Zeitung”.
Jak dodaje, pomimo tego sarkazmu, krytyków umowy z Mercosurem, do których oprócz Francji należą Polska, Austria, Irlandia i Holandia, trzeba jednak traktować poważnie. Zapewne dopiero latem kraje UE bedą głosować nad umową z krajami Mercosur. „W najbliższych kilku miesiącach wiele grup zmobilizuje się i uda się do siedziby UE w Brukseli uzbrojonych w traktory. Czeka nas paskudna konfrontacja, w której Komisja Europejska będzie musiała wygrać bitwę o suwerenność interpretacji” – pisze Jan Diesteldorf.
„Przeciwnicy porozumienia sabotują europejski projekt. Nie mogą zajść daleko ze swoim bezsensownym sprzeciwem” – konkluduje.