Polska prezydencja w UE. W tle wybory i relacje z Niemcami
1 stycznia 2025Warszawa przejmuje przewodnictwo w Radzie UE 1 stycznia i pokieruje jej pracami do końca czerwca. Tuż po starcie prezydencji świat i Unię czeka inauguracja nowego prezydenta USA. Świat przyspieszy – i Unia też.
Plany ekipy Donalda Trumpa dotyczące wymuszenia na Rosji i Ukrainie zawarcia pokoju, przedterminowe wybory parlamentarne w Niemczech, wybory prezydenckie w Polsce, próba wydobycia się UE ze stagnacji technologicznej i gospodarczej, presja migracyjna, widmo wojen gospodarczych USA, Chin i samej UE oraz widmo dalszych ataków hybrydowych Rosji na Europę – to główne problemy, z którymi mierzyć się będą i Bruksela, i Warszawa, i inne unijne stolice.
Siedem razy „bezpieczeństwo”
Motto polskiej prezydencji w Unii Europejskiej to siedem razy „bezpieczeństwo”. Po pierwsze chodzi o zdolność do obrony, czyli wzmocnienie gotowości obronnej poprzez większe wydatki na cele wojskowe, silniejszy przemysł obronny i uzupełnianie braków w zdolnościach obronnych, a także wsparcie dla komponentów infrastruktury obronnej, jak Tarcza Wschód. Jak podkreślała w rozmowie z autorem tego tekstu polska ministra ds. UE Magdalena Sobkowiak-Czarnecka, Polska chce wrócić, mimo sprzeciwu Berlina, do rozmów o finansowaniu tego systemu umocnień z unijnej kasy.
Po drugie – Polska chce skupić się na ochronie granic UE, zwłaszcza zewnętrznych. Można tu się spodziewać utrzymania twardego stanowiska ws. migracji, które Polsce udało się uczynić stanowiskiem całej Unii. Trzecim priorytetem jest odporność na obcą ingerencję i dezinformację, czwartym – zapewnienie bezpieczeństwa i swobody działalności gospodarczej. Ten cel komponuje się z powtarzanym w Brukseli zaklęciem o pobudzaniu konkurencyjności UE poprzez pogłębienie jednolitego rynku i likwidację obciążeń biurokratycznych.
W polskich priorytetach jest też bezpieczeństwo zdrowotne – rozumiane m.in. jako niezależność od zagranicznych producentów leków – oraz wsparcie europejskiego rolnictwa dla gwarancji bezpieczeństwa żywnościowego Wspólnoty. Zaś w ramach bezpieczeństwa energetycznego Polska skupi się na działaniach zmierzających do pełnego odejścia od importu rosyjskich źródeł energii, istotna też tu będzie ochrona infrastruktury krytycznej na Morzu Bałtyckim. Warszawa liczy też, że za jej prezydencji Unia otworzy pierwszy klaster negocjacji z Ukrainą.
Kohabitacja, prezydencja
Na papierze Polska ma wszystko, czego potrzebuje: jej rząd należy do centroprawicowej większości w UE, premier ma dobre relacje z szefową KE i swojego zaufanego współpracownika, który w Komisji „trzyma kasę”. Na dodatek po katastrofie, za jaką w Brukseli uznano prezydencję Węgier, Polska ma szansę wykorzystać swoje pół roku do budowy wizerunku i realizacji celów.
Ale siła przebicia danego kraju w Europie – o czym przekonał się w 2024 r. Emmanuel Macron – zależy od spokoju na krajowym podwórku. Unijna rzeczywistość polityczno-gospodarcza w 2025 r. będzie zależała nie tylko od Brukseli, ale także od przebiegu kampanii wyborczych i samych wyborów w dwóch krajach-silnikach UE: w Polsce i w Niemczech.
Aktualne niemieckie sondaże wskazują, że kanclerz Olaf Scholz z SPD zapewne straci władze, a lutowe wybory do Bundestagu wygrają chadecy z CDU. Polska zaś – po roku rządów centrowo-liberalno-lewicowej koalicji – zaliczyła udany powrót do głównego nurtu europejskiej polityki. Unijni liderzy traktują ją jako niemal obowiązkowy przystanek w drodze do i z Kijowa. Wyjątkiem był m.in. kanclerz Scholz, z którym – po początkowych nadziejach – Donald Tusk nie znalazł wspólnego języka ani w kwestii odszkodowań za II wojnę światową, ani w polityce wschodniej.
Były szef Rady Europejskiej jest – w kontraście do Niemca – wymieniany w gronach zwycięzców mijającego roku. Wie jednak, że nawet najskuteczniejszą polityką zagraniczną nie wygra nadchodzących w maju 2025 r. najważniejszych dla siebie wyborów, w których sam nie startuje. A to od nich zależy polityczna przyszłość jego i całej centrowo-liberalnej formacji oraz rządzącej koalicji.
Wiosną 2025 r. zakończy kadencję prezydent Polski Andrzej Duda. Trzeci raz kandydować nie może. O Pałac Prezydencki walczyć będą najprawdopodobniej prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i szef Instytutu Pamięci Narodowej, formalnie niezależny, w praktyce popierany przez PiS Karol Nawrocki. Pozycja prezydenta w polskim systemie politycznym daje mu spore uprawnienia w polityce zagranicznej oraz możliwość wetowania ustaw rządu (Tusk nie ma wystarczającej większości, by je przełamać). Nowy prezydent realnie obejmie władzę pod koniec wakacji, ale majowe zwycięstwo kandydata z przeciwnego Tuskowi obozu półtora miesiąca przed końcem prezydencji sygnalizowałoby potencjalny dalszy paraliż ustawodawczy polskiego Sejmu i osłabienie politycznej pozycji premiera w kraju – a w konsekwencji także w UE.
Na to, czy za pół roku Polska odtrąbi sukces prezydencji, wpływ zatem będzie miało nie tylko to, co uda się przeforsować w Brukseli, ale też wewnętrzne sprawy w Warszawie – i w Berlinie. Tym bardziej zatem w interesie polskiej prezydencji jest lepsza współpraca z najważniejszym partnerem gospodarczym i najbliższym sąsiadem Polski. Z kim będzie mieć do czynienia Tusk – i nowy polski prezydent? Najprawdopodobniej z Friedrichem Merzem.
Niemiecka chadecja stawia na współpracę z Polską
„Polska musi znów być dla Niemiec partnerem pierwszej rangi” – powiedział szef CDU tuż po polskich wyborach 15.10.2023 r. Lider CDU, partyjny kolega szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, zbudował z nią dobrą relację. Polski premier blisko współpracuje z szefową KE, a jeden z jego najbardziej zaufanych ludzi – Piotr Serafin, jako komisarz ds. budżetu ma stworzyć najważniejszy unijny plan finansowy na najbliższe lata – Wieloletnią Perspektywę Budżetową (WRF). Merz jest równocześnie kolegą Tuska z Europejskiej Partii Ludowej, ale nie obciąża go polityka wschodnia Angeli Merkel – za jej rządów był na politycznym aucie. Dobrze wpisuje się w plany Warszawy ws. Ukrainy - wzmocnienie wsparcia całego Zachodu dla Kijowa to jeden z priorytetów prezydencji.
Jesienna konferencja CDU w Warszawie była sygnałem woli zacieśnienia współpracy chadeków z Polską. Sam Merz z kolei zabiegał o poparcie Tuska dla pomysłu powołania grupy kontaktowej – której członkami miałyby być Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Polska – koordynującej europejską politykę ukraińską razem z Ukrainą
Tusk, co oczywiste, zareagował pozytywnie na takie włączanie Polski do europejskich procesów decyzyjnych. I to nie jedyny przypadek, gdy Merz ma pomysły zbieżne z polskimi interesami. Jest też – w kontrze do Scholza – za dostarczaniem Ukrainie pocisków Taurus, nie mówi też "nie" dla udziału Niemiec w siłach pokojowych w Ukrainie – choć Polska na razie wysłanie swoich wojsk wyklucza. „Die Welt” pisał niedawno o ożywionych kontaktach CDU z ekipą rządzącą w Polsce .
Brzemienne w skutki wybory: trudna prognoza dla Polski i Niemiec
Na papierze istnieje więc szansa na zbudowanie polsko-niemieckiego tandemu, który wraz z chętnym do współpracy francuskim prezydentem Macronem czy trzeźwo patrzącymi na Rosję państwami Morza Bałtyckiego może przyczynić się do osiągnięcia najważniejszych założeń polskiej prezydencji – wzmocnienia militarnego, gospodarczego i energetycznego UE.
Potencjalny kanclerz Niemiec i aktualny premier Polski muszą jednak rozproszyć swoją uwagę między politykę zagraniczną, a krajową, bo od wyników wyborów w ich ojczyznach zależy ich polityczna przyszłość. Choć zatem Tusk już ma atut władzy w ręku, na stole leżą wciąż różne scenariusze tego, gdzie UE, Polska i Niemcy będą na koniec polskiej prezydencji.